Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Maciuś trochę wiedział, reszty się domyślał — i postanowił — zrobić z nimi porządek.
— Dość tych ministerjalnych rządów. Albo się muszą słuchać, albo — fora ze dwora. Teraz prosić prezesa ministrów nie będzie, gdy mu się zechce chorować.
Oblizał się Maciuś po kiełbasie, splunął na dywan i kazał wylać na siebie kubeł zimnej wody.
— To jest kąpiel żołnierska — powiedział zadowolony.
Włożył koronę na głowę i wszedł do sali posiedzeń. Był tam minister wojny.
— A gdzie reszta?
— Nie wiedzieli, że wasza królewska mość chce z nimi odbyć naradę.
— Może myśleli, że po powrocie z wojny zasiądę do lekcji z zagranicznym guwernerem? A oni będą robili, co chcą?... Do pioruna, mylą się bardzo... Panie ministrze, ogłaszam naradę na godzinę drugą. Kiedy się zbierzemy w sali, ma się cichaczem zebrać w korytarzu pluton żołnierzy. Plutonowy ma stać przed drzwiami i słuchać, a jak klasnę w ręce, ma wejść z żołnierzami na salę. Panu mogę powiedzieć prawdę: jeżeli zechcą zrobić tak, żeby wszystko było po staremu, jak przed wojną — każę ich do stu tysięcy bomb i kartaczy — aresztować. Ale to tajemnica.
— Rozkaz, wasza królewska mość, — skłonił się minister.
Maciuś zdjął koronę i poszedł do pałacowego ogrodu. Tak dawno tu nie był.
— Ach prawda — zawołał — zupełnie zapomniałem o Felku.