Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lesne: «nie mogę»! — Jakby kto wziął w rękę i złamał, — jak patyk.
Surowa kara — w kącie. Jestem słaby, męczyło mnie siedzenie w ławce. Oparłem się, nie mogłem równo. Teraz muszę stać.
Pocieszam się:
— Lepiej w kącie. Jeśli zaczną dokazywać, nie niosę wspólnej odpowiedzialności.
A mogą zacząć.
Bo popod ciszą omdlenia tli się zatajona uraza, chęć odwetu, który czeka na hasło. Znajdzie się, czy nie znajdzie śmiałek. Bo jak teraz jeden tylko zacznie, nie skończy się na małej awanturze. Już ja wiem — znam.
Więc wbił tam ktoś stalkę w ławkę, przyciska, puszcza — i brzęczy. Nauczycielka jeszcze nie słyszała, ale my słyszymy, — od pierwszego nieśmiałego razu. Złapać takiego trudno, bo wbił stalkę głęboko w kasetce, — i tylko naciśnie, zaraz — dźdździę!
Już teraz głośniej.
— Kto brzdąka?
Niema odpowiedzi.
Teraz jest ich już dwóch, na zmianę.
Kiedyż się wreszcie skończy ta lekcja? Przecież nie można tak wiecznie. Żeby choć zegar wisiał na ścianie. Czemu niema zegara? Dlaczego pani wie, tylko my beznadziejnie, w rozpaczy.
— Pytam się, kto brzdąka. Olszewski, to ty?
— Co? Ja nic nie wiem.
— A kto?