Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leży Kajtuś w łóżku i myśli o skarbach ukrytych.
Aż potem pyta się ojca:
— Czy są skarby prawdziwe?
Nie w bajce, a naprawdę.
Bo gdy mu mama i babcia dobrze nie wytłomaczą, chce sprawdzić u ojca.
— Są skarby, — mówi ojciec. — Były wojny na ziemiach naszych. Nieprzyjaciel palił i rabował, a ludzie zakopywali, co cenne.
Nawet niedawno pisali w gazetach, że w polu znaleźli garnek z monetami.
Mówi ojciec, że minister drukuje papierowe pieniądze, bo złoto za ciężkie do noszenia; więc sztaby złota leżą schowane w piwnicach.
Tego Kajtuś nie zrozumiał dobrze, bo było za trudne. A może był wtedy śpiący.
— No, trzeba spróbować.
Dobrze.
Idzie z babcią do piwnicy po węgiel.
Schodzi się pod ziemię. — A tam drzwi i długi korytarz. — A tam różne małe drzwi, do każdej piwnicy osobno.
Babcia zapaliła świecę. — Idą. — A w kącie korytarza stoi beczka.
Schował się Kajtuś za beczką.
Babcia wzięła węgiel do kubełka wychodzi. A Kajtusia niema.
Woła babcia:
— Antoś, Antoś!
Gdzie się chłopak podział?