Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zagrasz w karty?
— Dobrze.
Wie, że mają karty znaczone. Prędko przegrywa dolara i idzie spać do sionki. Wie, że trzy razy uderzą go drzwiami, gdy nocni wracać będą do kajuty pikolów.
Wszystko jedno: niedługo.
Byle okręt zawinął do portu.

Wyszedł Kajtuś po służbie na pokład, patrzy na morze i myśli:
— Biedny Michał. Leży teraz w szpitalu, może już nie żyje. — Już wtedy był chory.
Kajtuś zastępuje właśnie miejsce Michała. Pamięta bladego chłopca, który tak się smutnie uśmiechał. — Bo Kajtuś zna ich wszystkich, tych swoich kolegów, z którymi doktór wtedy nie pozwalał się bawić. — Dał im wszystkim po dziesięć dolarów, gdy stali pochyleni w niskim ukłonie, — gdy Kajtuś „król wód“ i zwycięzca murzyna, — gdy gwiazdą filmową wysiadał z okrętu.
Raz Michał miał dyżur w pływalni. Podawał właśnie ręcznik Kajtusiowi, — gdy się zakasłał. — Taki się zrobił czerwony; widać było, że całą siłą pragnie zatrzymać kaszel. — Zaraz nauczyciel gimnastyki wyrwał Michałowi ręcznik, i potem już tylko raz widział go Kajtuś, gdy rękę wyciągnął po napiwek i cicho szepnął:
— Dziękuję.
Patrzy Kajtuś na morze i myśli: