Strona:Janusz Korczak - JKD - Internat. Kolonje letnie.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wątpliwości. Ambicja moja cierpiała, znużenie ogarniało, jakto, już?
Może się jeszcze łudziłem, że po pierwszym, wyjątkowym bądź co bądź dniu, nastąpią oczekiwane, tęczowe i uśmiechnięte; co jednak uczynić, by jutro bezpieczne zapewnić, nie wiedziałem.

12. Zasadniczym błędem było niechętne odrzucenie pomocy zeszłorocznego dyżurnego: byłby nieocenionym pomocnikiem pierwszych dni pobytu na kolonii. Niech pilnuje przy drzwiach wagonu, niech nawet zapisuje, jeśli tak zawsze bywało. Niech powie, jak temu zapobiec, by dzieci nie ukrywały posiadanych pieniędzy, jak zwykle siedzą przy stole, jak śpią w sypialni, którędy idzie się do kąpieli.
Analiza wszystkich popełnionych błędów, byłaby niezmiernie pouczająca. Niestety, jeśli nawet robiłem notatki, pomijałem niepowodzenia: rany były zbyt świeże, zbyt bolesne. Dziś po czternastu latach, szczegółów nie pamiętam. Wiem, że dzieci skarżyły się, że są głodne, że je nogi bolą od chodzenia boso, widelce są z piaskiem, zimno bez peleryn, że doświadczony dozorca z oburzeniem patrzał na nieład i rozprzężenie w mojej grupie; że gospodyni dawała wskazówki odnośnie do pomyślności własnej mej osoby, którą na szwank narażałem przez zbytnią gorliwość. Wiem, że stróż skarżył się na zanieczyszczanie lasu, rujnowanie weren-