Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Franek ma psa Azora, nauczyciel za byle co targa za uszy, w pudełku z gilzami zawsze jest jakiś prezent, a magik w kapeluszu jajecznicę ugotował i pokrajał chustkę do nosa i zrosła się jak dmuchnął.
Raz chłopcy na Woli proszku pod tramwaj nasypali i tak huknęło, że ola Boga; a na Brudnie wykopali dół i zakopali chłopaka, tylko mu głowa sterczała — i krzyż postawili nad nim. Kazik bawi się często w chowankę, bo piwnica w ich domu ma ze sto zakrętów, a Wacek ma taką kupę braci i sióstr, że co miesiąc to inne imieniny.
A jak w cyrku małpa małpę w wózku woziła, a znów druga małpa po drucie z zawiązanemi oczami chodziła, a słoń siedział przy stole i przynosili mu jeść i dzwonił na lokaja.
Taką miał długą trąbę, okręcił ją koło człowieka i dopiero sobie z nim chodził.
Strasznie drogi musi być taki słoń, a chłopaki mówią, że guma do wycierania ołówka, co na niej jest słoń narysowany, to ze skóry słonia zrobiona. Gdzieżby znów, za cztery grosze?
— Prawda, że skóra droższa od kości słoniowej?
Jeśli się mówi o Warszawie, jakże nie opowiedzieć, za co kto w skórę dostał od ojca lub matki.
Józik dostał baty, bo zamiast dziecko kołysać, przez okno z parteru skikał; Wiktor zbił nowy klosz, bo chciał zobaczyć czy ciężki; Władek na rachunku ojca popisał swoje nazwisko i cały rachunek pomazał. — Bociek na lampki się zagapił na Marszałkowskiej ulicy, a w domu myśleli, że zginął; Bronek chciał strącić z daszka tasiemkę i siostrę trafił kamieniem, a jednemu znów ubranie całe w kąpieli ukradli, i kolega mu tylko koszulę pożyczył.