Strona:Janusz Korczak - Józki, Jaśki i Franki.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY.
Listy. — Kochani rodzice, czego i wam życzę. — Pan nie
umie listów pisać. — Echo domu.

Nie można pisać o kolonii i nie wspomnieć choćby w krótkości o listach. Toć codziennie choć kilku chłopców listy otrzymuje, a piszą je z wielkim hałasem, wielkiemi przygodami i licznemi skargami raz jeden w tygodniu.
— Proszę pana, on zabrał mi pióro, nie chce dać atramentu, zamazał, kleksa zrobił, pcha się, przeszkadza, zagląda...
Kto wie, jak trudno dwom chłopcom przy stole zgodnie się posługiwać jednym kałamarzem, ten kłótnie przy pisaniu listów musi uważać za tak naturalne, jak zamykanie oczu, gdy się zasypia, lub wycieranie nosa, gdy się ma katar.
— Proszę pana, on mnie ciągle trąca.
— Ja go wcale nie trącam, tylko on pisać nie umie, kozaków nasadził i teraz mnie się czepia.
— Proszę pana on pisze: kochani rodzice, czego i wam życzę, — a nie napisze: jestem zdrów.
— Bo mi się tak podoba, a ty sobie odejdź.
Zaglądanie do cudzych listów nie należy do dobrego tonu, ale opuszczanie: jestem zdrów, jest upodobaniem co najmniej dziwnem.
— Proszę pana, ile ja ważę, bo zapomniałem a chciałem napisać.
I pisze zadowolony:
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Jestem zdrów, ważę 57 funtów i chodzę do lasu i kąpię się i jestem zdrów.
— Głupi, dwa razy pisze, że jest zdrów.
— No to co? Bo zapomniałem...