Strona:Janusz Korczak - Dzieci ulicy.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co zrobi po śmierci swego chwilowego opiekuna?
Na to, by prowadzić dalej dzieło warjata, czuł się zbyt zdrowym umysłowo; na to, by je rzucić, czuł się za słaby.
Antek zaczął myśleć o przyszłości.
Więc nie był już dzieckiem, podczas kilkomiesięcznej nauki zatracił najbardziej charakterystyczny rys dzieci ulicy: nieopatrzność, owo: „dziś do mnie należy, a co będzie jutro, zobaczę, gdy to jutro nastąpi.“
Dziecko ulicy, prawdziwe dziecko ulicy, nie zna wyrazu: jutro. Wszystkie jego czynności, wszystkie myśli skierowane są ku płynącemu: dziś. Zgodnie z tą zasadą, wydaje się dziś wszystkie pieniądze, które jutro mogą być na chleb dla dzieci potrzebne, zgodnie z tą zasadą, wydaje się dziś czyn, za który jutro odpowie się całem życiem.
„Myśmy wolni, mówi dziecko ulicy, bo nie boimy się ani nędzy, ani śmierci.“
Antek myślał o przyszłości. Antek już się się zmienił.
Jeśli w książkach jest kultura, to Antek się zaraził tą kulturą, obcą mu po dziś dzień.
I chłopiec, po raz pierwszy od lat całych, powrócił myślą do Zaruczaju, do Mańki, do pokoju z łóżkiem żelaznem, z bielizną czystą, z tą wielką salą, pełną książek, z tem płótnem, na którem widział obrazy, które tak go wówczas wzburzyły.
Antek wyrwać się chciał tam, gdzie widział przyszłość swą, taką czy inną, ale zapewnioną, odciętą raz