Strona:Janusz Korczak - Bezwstydnie krótkie.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


— Taka scenka. — Przed kasą kolejową. — Tylko pan słuchaj. — Nic nie przesadzam. — Bilety kupują... Stoją: jakichś trzech obdartusów, — młodzik, — żydówka, dopiero za nią, kapitan wojsk polskich, — żyd, — potem chłop, ksiądz, znów odrapaniec, za nim staruszka w żałobie i tak dalej. A milicjant stoi i pilnuje porządku. Żeby broń Boże, nie inaczej, tylko właśnie tak. Mnie to niby nie obchodziło, bo ja przy innej kasie. Ale panie, — jak w febrze. — No i co zrobić? — Nie mogę. — Wolę u siebie w domu. Wolę nie patrzeć. Żeby mnie ozłocili, więcej nie pojadę. — Brrr!