Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na ulicy Górnej w izbie, w której pani Miszczakowa pracowała wisiał na ścianie obraz z czasów wojny. Zawsze przyglądała mu się Anielka, ilekroć zmuszona była czekać chwil kilka na matkę Staśka. Chude zagłodzone konie z przygasłemi oczami stały obok wyczerpanych bitwą żołnierzy, czekając wśród zadymki. Na co czekali ci ludzie i zwierzęta? Jakie to wszystko było smutne!
— Ja ich na własne oczy widziałam, — opowiadała kiedyś babcia. — Raz w nocy na ulicy Szerokiej ujrzeliśmy spory oddział Moskali. Możesz zapytać Staśka, jak nie wierzysz. Lepiej nie wspominać tych czasów.
Babcia sięgnęła po duży bochenek chleba, leżący na stole i ukrajała Anielce sporą kromkę.
— Napij się ze mną kawy, a przez ten czas Marja napewno wróci, — zapraszała, robiąc jej miejsce przy sobie na kanapie.
Ach, jak to przyjemnie, gdy jeden człowiek dla drugiego jest miły i serdeczny!
Niewiele brakowało żeby się Anielka rozpłakała z radości, strasznie się jednak wstydziła swego wzruszenia. Do izby wbiegło rodzeństwo Staśka, jasnowłosa Emilka i Adaś. Obydwoje natychmiast zbliżyli się do stołu i chwycili po kawałku chleba.
— U nas dzieci jeszcze nigdy nie głodowały, — mówiła babcia, — w takim wypadku Marja wolałaby raczej nic nie jeść. Patrz, właśnie wraca, doczekałaś się.
Ale dla Anielki rozpoczęła się nowa udręka. Co matka Staśka mogła o niej myśleć? Przecież Anielka nie widziała jej od owego przykrego spot-