Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiony z nad talerza, nie mogąc ukryć radosnego uśmiechu na twarzy. — To doskonale... bardzo się...
— Co doskonale! — przerwała pani Bielawska, darząc męża wzrokiem miotającym pioruny. — Chyba Bączkowie nie pasują pod żadnym względem do reszty naszych gości! A kto nam nawarzył tego piwa? Oczywiście Aniela! Aniela zaprosiła Bączków na niedzielne popołudnie. I co ty na to?
Pan Bielawski pochylił się nad talerzem i począł śpiesznie jeść zupę, starając się, aby nikt nie widział dokładnie jego twarzy. Stasiek z wysiłkiem wstrzymywał głośny wybuch śmiechu, zerkając ukradkiem na Anielkę, która tkwiła wzrokiem w talerzu. Wszyscy milczeli. Nagle pani Bielawska przypomniała sobie o flircie Anielki z młodym chłopcem z sąsiedniej fabryki i o czekoladce, którą Anielce nieznany wielbiciel rzucił. Postanowiła natychmiast zakomunikować o tem mężowi, sądząc, że może ta historja potrafi go zirytować i nie będzie miał takiej głupiej uśmiechniętej miny.
W tej chwili Anielka podniosła głowę ku górze.
— Pan Bielawski sam pozwolił mi przyjąć tę czekoladkę, — wyszeptała na swoją obronę, — inaczej z pewnością bym się nie ośmieliła.
Anielka sama nie wiedziała dlaczego poczęła nagle tak głośno mówić. Nawet Stasiek spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem. I tu, gdzie Anielka była pewna sympatji ze strony pana Bielawskiego, zawiodła się nagłe, bo oto pan Bielawski słysząc skargę żony, wybuchnął pasją.
— Przestańcie mi raz na zawsze zawracać głowę, do djabła! Te babskie sprawy wcale mnie