Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

majestatycznie do izby talerz gorącej zupy i kawałek białego chleba.
Przy łóżku chorej ujrzała Anielka siedzącą matkę Staśka, która zdziwionym wzrokiem spoczęła teraz na drzwiach. Na stoliku nocnym przy łóżku na białym talerzyku trząsł się kawałek owocowej galaretki. Jakby pod wpływem magnetycznej siły, spojrzenie pani Bielawskiej na tej właśnie galaretce zawisło. Jeżeli można kupować sobie galaretkę, to zupa napewno jest niepotrzebna, myśli te, jakby wydrukowane wyraźnemi literami odzwierciadliły się na twarzy pani Bielawskiej.
Pani Miszczakowa podniosła się śpiesznie z miejsca.
— Ach, pani Bielawska, pani sama fatyguje się na górę, — odezwał się jej przyjazny głos, który przerwał nieprzyjemną chwilą milczenia.
Ręce pani Miszczakowej siągnęły po nieszczęsną galaretką i jakby mimowoli przeniosły ją z nocnego stolika na okno.
— I przynosi pani jeszcze kolację dla chorej! Tak, talerz gorącej zupy zawsze dobrze robi. Pozwoli pani, że pomogę?
I tak dalej i dalej koiły naprężoną sytuacją jej słowa pełne pogody, dostarczając jednocześnie zdenerwowanej chorej kilku minut czasu, aby łóżko nieco poprawić, kołdrą się lepiej przykryć, włosy przygładzić i poduszki podnieść nieco w górę.
Anielka przyglądała się temu wszystkiemu szeroko rozwartemi oczami. Spojrzenie chorej, które powędrowało ku niej, było tak pełne żalu i rozczarowania, że Anielka najchętniej ukryłaby się