Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc w niedzielę, tak, tak, w niedzielę, — uśmiechał się mistrz piekarski Bączek, zacierając z radością dłonie.
— Niech teraz ma za swoją ciekawość, — triumfowała Anielka.
Spojrzawszy pełnym nienawiści wzrokiem na porcelanowy dzwonek u drzwi, wybiegła śpiesznie ze sklepu i odetchnęła dopiero swobodniej, gdy się znalazła na ulicy.
A co będzie, jak mistrz piekarski Bączek teraz poleci do jej chlebodawców! Ach, niema się czego martwić, sąsiad nigdy do Bielawskich nie przychodził. Zorjentuje się chyba, że Anielka nie mówiła tego poważnie, pocieszała się dziewczynka, nie zdając sobie właściwie sprawy, dlaczego jest taka zagniewana na Bączka.
Dziwny to był dzień ten piątek poprzedzający ową uroczystą niedzielę, dzień, w którym Anielka jak na falach unosiła się, to znów wdół zapadała Przed chwilą dopiero była wesoła i beztroska, a teraz znów jest poważna i zamyślona.
Wkrótce po obiedzie pani Bielawska zawołała Anielkę do sypialni i podarowała jej nieoczekiwanie prześliczną niebieską suknię z białym kwiatkiem u boku i pięknym jasnym kołnierzykiem u szyi.
— Myślę, że będzie dobra na Anielę, — rzekła dziwnie miękkim głosem. — Będzie Aniela mogła włożyć ją w niedzielę.
Na Anielkę podarunek ten spadł tak nieoczekiwanie, że odniosła takie wrażenie, jakby nagle czarny śnieg zaczął prószyć w pokoju. Niezwykła