Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych, a w sklepie wreszcie ukazał się gruby mistrz piekarski Bączek, podszedł wolno do drzwi i odsunął rygiel.
— Acha, piękna panienka z Wielkiej Wsi, — powitał Anielkę swoim zwykłym żartobliwym tonem. — Czy coś się stało?
Ale dzisiaj jakoś żarty jego nie trafiały na urodzajną glebę. W sercu Anielki zrodziła się jakaś niewytłumaczona niechęć w stosunku do mistrza piekarskiego, który posiadał nowomodny dzwonek i który zamykał drzwi tylko dlatego, aby każdy klient musiał zwrócić na ów dzwonek uwagę Z pewnością sam mistrz Bączek spoglądał gdzieś ukradkiem z kąta i śmiał się do rozpuku ze swych przyciskających dzwonek klientów.
— No, wizyta! W niedzielę? Jacyś wspaniali goście? — dziwił się mistrz Bączek, gdy Anielka podała mu swe zamówienie. — Więc któż ma przyjść?
Jakiś figlarny djablik odezwał się w duszy Anielki i zdziwiła się sama, usłyszawszy swą głośną odpowiedź:
— Pan jest zaproszony z żoną i jeszcze kilka osób!
— Co takiego? Panienka mówi poważnie? Czy pani Bielawska upoważniła panienkę do tego zaproszenia?
Znowu djablik upomniał się o swoje prawa i Anielka z powagą skinęła w odpowiedzi głową, a mistrz piekarski Bączek z dumą podkręcił wąsa.
Dobrze mu tak! Bielawscy kupowali u niego dużo, a przecież był ich najbliższym sąsiadem.