Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dam Anieli potem nową świecę, — zabrzmiał znowu od strony łóżka głos chorej, która leżała z zamkniętemi oczami. — Lepiej będzie, jak Aniela nie poprosi pani Bielawskiej o drugą świecę.
Gdy Anielka po chwili usiadła przy łóżku chorej, podając jej herbatę, nieznajoma kobieta poczęła się jej przyglądać jeszcze z większem zaciekawieniem.
— A skąd Aniela pochodzi? Czy ma Aniela rodzeństwo? — pytała.
Chora nie była jeszcze wcale starą kobietą, to jednak cale mnóstwo srebrnych nitek połyskiwało w jej włosach. Anielka spoglądała wciąż na nią i dostrzegła, że podczas rozmowy nieznajoma kobieta spoglądała wciąż w stronę okna, na palącą się na parapecie okiennym świecę.
— Ośmioro dzieci wychowała matka Anieli, — skinęła w pewnej chwili głową, — i wszystkie prawie są już samodzielne?
Anielka potaknęła, nie rozumiejąc dokładnie, co ten wyraz miał oznaczać.
— Romek jedzie teraz do Ameryki, — opowiadała dalej i nie mogła się powstrzymać od zapytania, czy chora była kiedyś w Ameryce.
— Nie, nie byłam jeszcze, — odparła zapytana, — ale jak Bóg da, to może i my tam pojedziemy.
Słowa te brzmiały, jak żarliwa modlitwa, a po wypowiedzeniu ich, głowa chorej znowu bezsilnie opadła na poduszki.
Co się tu właściwie działo? Kim była ta kobieta? Pytającym wzrokiem Anielka błądziła po po-