Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Proszę podejść bliżej, bo tak trudno nam będzie rozmawiać.
W łóżku, które stało tuż pod opadającym ku podłodze sufitem, uniosła się jakaś głowa. Dwoje oczu spojrzało przyjaźnie ku Anielce. Gdzie ona te oczy widziała? Czy takie same oczy miał ów wędrowny chłopiec z tańcującą małpką, czy też widziała je kiedyś może w rodzinnej wiosce? Tak oczy te były jakieś dziwne i przywodzące na pamięć najdawniejsze wspomnienia.
W jednej chwili wszelki przestrach, który Anielka odczuwała dotychczas, pierzchnął bezpowrotnie.
— Niech mi Aniela nie bierze tego za złe, — usprawiedliwiała się chora. — Ale będzie Aniela chyba taka dobra i zagotuje mi filiżankę herbaty na mojej naftowej maszynce. Musiałam się przeziębić, bo od wczoraj febra mnie trzęsie.
Zmęczona kobieta przymknęła na chwilę oczy. Anielka dostrzegła głębokie zmarszczki na jej wychudzonej twarzy. Do duszy Anielki wstąpiło nagle pragnienie niesienia pomocy tej nieznajomej kobiecie.
— Ależ, chętnie, — zawołała, stawiając świecę na stole i zabierając się do zapalenia maszynki, chora jednak zaczęła się znowu niepokoić.
— Czy nie mogłaby Aniela postawić świecy na oknie? — zapytała niepewnie. — Tak się już do tego przyzwyczaiłam, a wiatru niema, więc świeca nie zgaśnie.
Słysząc to, Anielka spojrzała na nią z przerażeniem. Co powie pani Bielawska, gdy świeca się tak prędko wypali?