Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niby ostrze stali słowa te zapadły do serca Anielki, ale stały się chociaż drobnem urozmaiceniem, tego niekończącego się nudnego popołudnia. Anielka pochyliła się znów nad robotą, nie dając odpowiedzi. Bo właściwie co miała powiedzieć, co miała na swoje usprawiedliwienie?
— Jak w mojej nieobecności ktoś będzie dzwonił na dole w sklepie, to proszę zejść i klienta obsłużyć, — rozkazała pani Bielawska Anielce, wychodząc na miasto, aby dokupić kawałek materjału do zepsutego kołnierza. — Chyba sobie Aniela z tem poradzi.
I wszystko nagle uległo zmianie dokoła Anielki, gdy zdała sobie sprawę, że majstrowa już wyszła. Jak pięknie słońce świeciło! Żeby tak jeszcze ktoś do sklepu przyszedł i chciał coś kupić! Anielka bardzo lubiła klientów obsługiwać. Wiedziała już także ile kosztują knoty do lampy i ile trzeba wziąć za blaszany lichtarz. Przed paru dniami nawet udało jej się sprzedać ręczną latarkę.
Czy nikt nie dzwonił? Anielka podbiegła do okna i wychyliła się przez nie. Omal nie wypadła na ulicę z wrażenia. To, co zobaczyła na dole, przypomniało jej szczęśliwe lata dzieciństwa i zapachniało rodzinną wioską. Chłopiec z małpką, z małpką, która pięknie tańczył
Niby na skrzydłach, sfrunęła Anielka ze schodów i wybiegła na ulicę. Ach, tyle tęsknoty i żalu posiadała melodja, którą chłopak wygrywał na katarynce, tyle bólu i niemego wyrzutu było w oczach grającego chłopca, który wsparty o mur kamienicy, spoglądał na zebranych dokoła ludzi, nie widząc