Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a błękitne jej oczy znowu zabłysły. — Przez jeden rok zarysowałam pajacami całą ławkę w szkole, wszystko jedno, ładnie nie wyglądała.
— Ja bardzo lubię rysować, — zapalał się Stasiek, — mogę rysować cały dzień i nigdyby mi to nie zbrzydło. Mam ci przynieść kiedyś jakiś rysunek, który sam zrobiłem?
Anielka radośnie skinęła głową i wolniej już poczęła jeść swój chleb, którego coraz mniejszy kawałek trzymała w ręku.
Tuż przed nią płynęła z szumem woda, obracająca koło młyńskie w fabryce czekolady.
— Raz to koło takiego małego kociaka przygniotło, — opowiadał Stasiek. — Taki był śliczny i bielutki. Teraz też mamy kociaka w domu, nazywa się Mruczek. Szkoda, że tobie już więcej nie wolno do nas przychodzić, tego nie mogę wybaczyć majstrowej.
Twarz Anielki była zamyślona.
— Chciałabym pójść w niedzielę na grób ojca, — postanowiła i oczy jej znowu zabłysły radością. Od chwili swego przyjazdu do miasta, Anielka ani jednej niedzieli nie miała wolnej.
— A jak mi kiedy chcesz coś powiedzieć, to trąć mnie dwa razy pod stołem, — rzucił odniechcenia Stasiek, — wówczas będę wiedział, że mam czekać na ciebie przed domem. Inaczej nie będziemy się mogli z sobą porozumiewać.
Znowu zaległa między nimi cisza, którą wreszcie przerwał pełen lęku głos Anielki:
— Spójrz, tam w więzieniu ktoś opuszcza ta-