Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I Stasiek podał Anielce dwa spore kawałki białego chleba, przełożone czerwieniutkiem mięsem. Policzki Anielki spłonęły rumieńcem.
— Tak, a ty? — zapytała, oddając mu jedne kromkę.
Wówczas Stasiek zaśmiał się pobłażliwie, połykając ukradkiem ślinę, cisnącą mu się do ust.
— Mam jeszcze dosyć od wczoraj, — odparł z dumą, — byłem znowu u matki w „Zachęcie”.
— A co to jest? — zapytała Anielka, zatapiając zęby w bielutkim, świeżym chlebie.
— Acha, tyś tam jeszcze nigdy nie była i nigdy nie widziałaś tego wielkiego budynku. Otóż artyści urządzają tam koncerty, a bogaci ludzie sprawiają sobie uczty, jedzą i piją, nawet szynkę i indyczki zajadają! Dopiero wczoraj tych specjałów spróbowałem.
— Jezus Marja! — dziwiła się Anielka i z podwójną przyjemnością zajadała chleb z mięsem. Czegoś podobnie dobrego jeszcze nigdy w swojem życiu nie jadła.
— Lubisz szynkę? — zapytał ze śmiechem Stasiek, który miał teraz apetyt coraz większy. — Głowny kucharz dał mi wczoraj cztery takie kawałki chleba do domu.
Przez chwilę spoglądał w milczeniu przed siebie.
— Jabym także wołał być kucharzem, niż tutaj, w tym warsztacie siedzieć. Takie śliczne rzecy można na tortach rysować, można pięknie półmiski ubierać. Już jabym wiedział, jak się to robi. A czy ty umiesz rysować?
— Tak, naturalnie! — zaśmiała się Anielka,