Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdobywała się na odwagę podejścia do kredensu, zawsze jednak zastawała kredens zamknięty i przypominała sobie pełne surowości słowa pani Bielawskiej:
— Aniela powinna się odzwyczaić od tak częstego jedzenia. Nieładnie jest jeść tak dużo, to brzydkie nawyknienie, dobre tylko na wsi.
I Anielka wracała głodna do swego miejsca przy oknie, zabierając się na nowo do pracy.
Jakaż sknera z tej pani Bielawskiej! Nikomu nic nie da zadarmo. Tak samo Staśkowi kraje tak cienkie kawałki chleba, że możnaby je było zdmuchnąć ze stołu. A gdy Stasiek przy stole jeszcze raz o coś poprosi, pani Bielawska obrzuca go takiem spojrzeniem, że chłopakowi wszystko z rąk leci. Stasiek jednak rzadko się tem przejmuje i je spokojnie dalej. Ma rację.
Pewnego razu, podczas obiadu, Stasiek pod stołem trącił Anielkę w nogę, a gdy pan Bielawski wstał od stołu, zaś Stasiek przechodził koło Anielki, wcisnął jej do kieszeni fartuszka jakąś karteczkę:
„Wyjdź tylnemi drzwiami, jak będziesz miała iść do piwnicy.“
Wystarczyło to, żeby w duszy Anielki zrodziła się znowu radość.
Gdy pani Bielawska zaczęła się przygotowywać do wyjścia na miasto, oczy Anielki błyszczały taką wesołością, że musiała się nisko pochylić nad robotą, żeby majstrowa tego blasku nie dostrzegła. Stasiek również widział, że majstrowa wyszła, to też po chwili czekał już na Anielkę za domem.
— Coś ci przyniosłem, — zaśmiał się, rozwijając małą paczuszkę. — Jedz, to bardzo dobre.