Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

działa na kanapie i robiła pończochę. Babcia miała zawsze głowę owiniętą chustką, bo nie znosiła węglowego czadu, który unosił się po izbie, zawsze jednak siedziała na swem miejscu, piła kawę i częstowała nią Anielkę. Czasami i matka Staśka siadała na chwilę, a wówczas Anielka musiała zjeść jeszcze kawałek chleba z konfiturami, albo kawałek ciasta. Za każdym razem Anielka tak się czuła, jakby należała do rodziny, jakby ten dom był właśnie jej domem. Nie mówiono tu do niej „panienko“, tylko zwyczajnie „Anielciu“ i „ty“. Może to właśnie sprawiało jej taką przyjemność, dość, że na ulicy Górnej czuła się zawsze doskonale.
Czasami w izbie, w której matka Staśka prasowała, ukazywały się młodsze jej dzieci, Elżunia, Adaś i Antoś, którzy zapraszali za każdym razem Anielkę na podwórze, aby obejrzała ich małego, białego królika, który cały dzień skakał przed domem. Raz przez okno izby wsunęła główkę rumiana Andzia od bydła i opowiedziała o czarnej kozie, która się podobno tego dnia znowu straszliwie upiła. Aniel<a ustawicznie dowiadywała się czegoś nowego, ciągle coś nowego widziała, lecz niestety, zawsze trzeba było wracać posłusznie do domu.
— Czy jabym się także nauczyła prasować? — zapytała pewnego dnia matkę Staśka, której zajęciu przyglądała się już od dłuższej chwili.
— Czemużby nie, — odpowiedziała tamta z miłym uśmiechem. — Tego się każdy może nauczyć, kto ma tylko do pracy ochotę. Chętnie ci pokażę, ale to pójdzie nie tak szybko. Ja już prasuję prawie dziesięć lat, prawda, mamo?