Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy ludzie na ulicy uśmiechali się do Anielki. Anielka trąciła Staśka znacząco, a gdy wyjechali już poza miasto i oczom ich ukazały się zielone ogródki i łąki, wówczas Stasiek też zaczął śpiewać jakąś pieśń wesołą i tak śpiewali już jedną pieśń po drugiej, aż wreszcie wóz zatrzymał się przed małym, niskim domkiem na ulicy Górnej.
— Mógłbym was jeszcze kiedyś przewieźć, — śmiał się wieśniak, gdy Stasiek i Anielka zeskoczyli z wozu i uprzejmie mu podziękowali
— Wiesz, ja tutaj mieszkam, — pochwalił się radośnie Stasiek, wskazując z dumą rodzinny swój dom, stojący przy drodze.
Może śpiew to sprawił, a może świadomość, że dzień się tak pięknie zaczął, bo Anielka nagle uczuła się w tem otoczeniu zupełnie, jak u siebie w domu.
— Mamo! — zawołał Stasiek przez okno, na którem stało całe mnóstwo kwitnących kwiatków w doniczkach. — Tutaj jest Aniela od Bielawskich. Ja zaniosę piorunochrony i zaraz wrócę. Ona sama do domu nie trafi.
Po chwili w oknie ukazała się blada twarz, okolona czarnemi włosami i dwoje dużych ciemnych oczu spojrzało na Anielkę przyjaźnie. Czy to była matka Staśka? Musi mieć chyba dobre serce. Nieśmiało, zaglądając do każdego kąta, weszła Anielka po raz pierwszy do niskiej, parnej izby.