Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka, a od czasu do czasu wypowiedziane przez chłopca ostrzeżenie:
— Musimy iść trochę prędzej, Anielciu, bo majstrowa gniewać się będzie, jak późno wrócisz do domu!
Lecz Anielka spoglądała tak dziwnie na swego towarzysza, jakby to wszystko absolutnie nie jej dotyczyło. W danej chwili majstrowa wydała jej się tak daleka, jak słońce na niebie, przecież teraz miała ważniejsze zajęcie, gdy obserwowała kilku wspaniałych jeźdźców na cudownych koniach, a potem, gdy ujrzała kogoś na rowerze, jadącego z niezwykłą szybkością. Jakże w tem mieście było wesoło! Żeby tak Wojtek mógł to wszystko zobaczyć!
Stasiek nie mógł sobie poprostu dać z nią rady, to też odetchnął z ulgą, gdy ujrzał przejeżdżającego przez ulicę wieśniaka, którego dom sąsiadował z domkiem, w którym mieszkał Stasiek.
— Możemy wsiąść? — zawołał Stasiek głośno.
I nim Anielka zdołała się zorjentować, koszyk jej z bielizną stał już na wozie, dwa piorunochrony leżały przy nim, a ona siedziała przy boku Staśka, machając nogami w powietrzu. Hej, jakie życie było wesołe i piękne! Anielce wydało się ono jeszcze piękniejsze, bo nie potrzebowała już teraz dźwigać nawet swego koszyka. Nie zdając sobie zupełnie z tego sprawy, poczęła głośno śpiewać przy akompanjamencie turkotu kół zwykłego drewnianego wozu. Jechała przecież hen, daleko, w ten rozsłoneczniony świat, nie wiedząc dokąd i z tego właśnie się radując.