Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mieniu, lesie i łąkach, o wszystkiem tem, co tak bardzo kochała.
Już teraz mówili z sobą wogóle per „ty“, bo jakoś łatwiej było się porozumieć.
Gdy znaleźli się na moście, Anielka musiała na Staśka poczekać chwilę, bo pan Bielawski kazał mu dwa piorunochrony zanieść do jednego z domów na wybrzeżu rzeki.
— Właśnie dlatego musieliśmy iść dalszą drogą, — wytłumaczył Stasiek. — Nie oddalaj się jednak, dopóki nie wrócę.
Ostrzeżenie to było całkiem zbyteczne, bo Anielka jak skamieniała stała na moście, spoglądając na spokojne fale rzeki. Nie, czegoś podobnego jeszcze nigdy w swojem życiu nie widziała, a tembardziej w jasny, zwykły dzień powszedni! Aż dwa naładowane statki z calem mnóstwem ludzi zatrzymały się u brzegu, przed domem, do którego wszedł Stasiek. Czy statki te przybyły z morza? Musiały w każdym razie przypłynąć gdzieś z bardzo daleka, skądś, gdzie jest tylko woda i zieleń.
Błękitne zdziwione oczy Anielki otwierały się coraz szerzej, jakby nie były przygotowane na te wszystkie cuda, które nagle ujrzały. Statki z takiemi śmiesznemi bialemi chorągwiami, pływały po rzece tam i napowrót. Na niektórych widać było całkiem wyraźnie kręcących się ludzi. Anielka omal nie krzyknęła z przestrachu, gdy nagle usłyszała tuż za sobą głos Staśka:
— Spójrz tam, statek parowy zawinął do przystani.