Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmęczony i niewyspany do roboty. Ale do bladej jego twarzy ludzie już dawno się przyzwyczaili, zresztą przecież Stasiek spełniał pilnie swoje codzienne obowiązki.
Anielka włożyła czysty fartuszek i przygładziła włosy. Miała teraz niezliczoną ilość męskich koszul, kołnierzyków i damskiej bielizny zanieść na ulicą Górną do matki Staśka, która w dzień zajmowała się prasowaniem. Co za radość! Po raz pierwszy wyjść samej na miasto, bez pani Bielawskiej! Błękitne oczy Anielki rozbłysły.
— Tym razem Stasiek pokaże Anieli drogę, — rozporządziła pani Bielawska.
— Ale Stasiek musi zabrać ze sobą kilka piorunochronów, — dorzucił pan Bielawski zdołu.
I tak Stasiek oraz Anielka Lipkówna z Wielkiej Wsi szli ramię przy ramieniu ulicami ożywionego miasta, on z piorunochronami na ramieniu, ona zaś z koszem napełnionym bielizną. Śmieli się do siebie, nie wiedzieli o czem mają mówić, a od czasu do czasu mówili do siebie nawet per „ty“. Nagle Anielka podniosła wgórę głową.
— Czy to krowy pędzą, że psy tak szczekają?
Stasiek wybuchnął głośnym śmiechem:
— Nigdy nie widziałaś, jak bydło pędzą przez miasto?
O nie, on stanowczo żartował, ale istotnie na zakręcie ulicy ukazała się łaciata krowa, za nią jedna, dwie, trzy krowy, a potem kozy rozmaitej maści, białe, czarne, bronzowe, łaciate, całe mnóstwo bydła. Za kozami szedł wysoki wieśniak z wielkim batem. Boże, tyle bydła w mieście! Znowu