Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Anielka dokładnie to słyszała. Pod tym względem przypominał zupełnie swoją matkę.
— Jeszcze nigdy nasze wystawy tak pięknie nie wyglądały, — szeptała z zapałem Lili, ciągle zastępując Staśkowi drogę i ciągle się doń uśmiechając.
Wówczas Anielkę ogarnął nagle niewytłumaczony lęk. Już więcej kryć się nie będzie. Sztywno wyprostowana, z szeroko rozwartemi blękitnemi oczami, stała za swą ladą, gdy Stasiek obok niej przechodził i w pewnej chwili odwrócił głowę.
— Ty!... Skąd się tu wzięłaś?
Wypowiedziały to wargi, a spojrzenia spotkały się w tak gorącym blasku, że Stasiek i Anielka jednocześnie niemal pokraśnieli. Przez chwilę zdawało im się, że są zupełnie sami.
— Skąd się tu nagle wzięłaś? — powtórzył Stasiek, obejmując jednym rzutem oka szczupłą postać dziewczyny i jej bladą twarz w obramowaniu ciemnych loków.
— Jestem tu już od bardzo dawna.
— A ja od tygodnia, ale cię nie widziałem.
— Ja cię widziałam.
— To dlaczegoś nie zawołała?
Oniemiała ze zdziwienia, stała przy nich Lili.
— Więc wy się znacie? — wyszeptała wreszcie. A tyś mi ani słowa nie powiedziała o tem, Anielko. Ładny z ciebie numer! Teraz już i ja nigdy o niczem ci nie powiem.
I istotnie Lili dotrzymała słowa, bo przez cały dzień nie rozmawiała z Anielką, później jednak ciekawość zwyciężyła.