Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przeciągnęła ręką po włosach, wygładziła zniszczoną sukienkę.
— Proszę o karafkę, panienko, — zabrzmiało jej w uszach, — śpieszę na dworzec!
Anielka sięgnęła na półkę i chwyciła pierwszą lepszą karafkę, która jej się pod rękę nasunęła.
— Tak, w tej chwili, — odpowiedziała, spoglądając wciąż na Staśka z radosnym uśmiechem. Prawdziwy pan się z niego zrobił, pan w pełnem znaczeniu tego słowa!
— Nie, — szepnęła do klientki, bo odczuła lęk, że Stasiek wyjdzie stąd i wcale jej nie zauważy. Dlaczego stal tak blisko drzwi? Czy ma go zawołać?
— Co nie? — zawołała zniecierpliwiona klientka, pstrząc na nią ze zdziwieniem. — Przecież to jest karafka, panienko, chyba nie bierze jej panienka za dzbanek do mleka!
— Tak... tak... bardzo przepraszam, — wyjąkała Anielka i uśmiechnęła się do klientki z taką radością, że twarz tamtej także się rozjaśniła.
Stasiek został! Podszedł teraz do wystawy i coś począł inaczej ustawiać.
— Wiesz, ten przy wystawie, to nasz nowy pracownik, — szepnęła Lili, gdy klientka wyszła. — Przyjrzałaś mu się? Przystojny chłopak. Patrz, teraz znowu idzie w tę stronę.
Ale Anielka nie mogła podnieść głowy, serce jej tylko biło mocno, a policzki płonęły rumieńcem.
— Patrz, patrz, — szeptała Lili, — ta platynowa Zośka zaczyna z nim już flirtować. Ona zawsze ma nosa. Patrz, idzie w naszą stronę!