Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wolno, tajemniczo wnikały ciemności do obszernej kuchni. Była noc. Teraz już Anielka nie może wracać do domu. Myśl o tem poczęła ją dławić w gardle.
— Jutro z samego rana. Dłużej, jak jedną noc, nie zostanę tutaj, — pocieszała się w duchu.
To mocne postanowienie było jedyną jej pociechą w tej chwili. Inaczej niewiadomo, coby uczyniła!
Śmiertelnie zmęczona i obładowana swą torbą podróżną i parasolką, po skończonej robocie poczęła się wspinać Anielka za panią Bielawską po drewnianych wąskich schodach, na poddasze domu. Świeca, którą trzymała w ręku, migotała tajemniczo. Podłoga pod jej stopami uginała się i trzeszczała coraz mocniej, jakby za chwilę cały dom miał się zapaść w gruzy. Gdy wreszcie pani Bielawska otworzyła drzwi pokoiku, powitał Anielkę z wnętrza taki turkot, że własnego głosu nie słyszała. Przemożny strach ją ogarnął. Wszystkie historje najstraszliwsze, opowiadane przez dozorcę fabrycznego Hilarego, przebiegły jej nagle przez głowę. Więc jednak to była prawda? Więc chcą ją tutaj zamknąć, aby zniknęła ze świata, aby więcej nie mogła się ukazać oczom ludzkim? Tutaj, gdzie nikt nie usłyszy, gdyby nawet w niebogłosy krzyczała! Czy to była pani Bielawska? Czy nie była ona jakąś złą jędzą?
W mętnym blasku świecy, twarz chlebodawczyni wydała jej się jeszcze groźniejsza. Nos pani Bielawskiej stal się dłuższy, podbródek bardziej