Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lawska nie powiedziała już ani słowa więcej, mimo to jednak nadzieja na przyszłość w sercu Anielki rozkwitła, jak kwiat na słońcu i przenikała ją nawskroś radością.
Z pośród pięćdziesięciu kandydatek, ona właśnie została wybrana, komunikowała majorowa Wolska. Czyż to możliwe? Ach, żeby tu teraz był Stasiek! Żeby on o tem wiedział! Anielka pragnęła jak najspieszniej pobiec do Elżuni i Andzi od bydła, aby podzielić się z niemi swojem szczęściem.
Ponad dachami zawodził wiatr wiosenny i stare domy zdawały się omdlewać pod wpływem jego woni. Anielce zdawało się, że wiatr ten przenosi ją gdzieś daleko, na słoneczną przestrzeń. Nie mogła się w żaden sposób tej decydującej chwili doczekać.
I wreszcie pewnego dnia zjawiła się matka w jedwabnym czepcu, a terminator Bielawskich zaniósł nową walizkę Anielki na dworzec.
— Zupełnie tak samo, jak z Romkiem, — wzdychała matka, wycierając głośno nos w nakrochmaloną chusteczkę. — Przynosicie mi tylko zmartwienie obydwoje.
Anielka najchętniej zarzuciłaby ramiona matce na szyję, dziękowałaby jej i przepraszała za wszystko, lecz pani Bielawska stała opodal i kiwała tylko głową w stronę pani Lipkowej:
— Taka jest dzisiejsza młodzież. Za naszych czasów było całkiem inaczej, ale ludzie wówczas byli mądrzejsi i wszystkiem się zadawalniali.
Pani Bielawska wypłaciła matce Anielki sześć-