Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie zadać! W pudelku leżała karteczka z króciutką treścią:
„Dowidzenia!”
Co Anielka była temu winna, że wiedziona pierwszym odruchem ucałowała tą karteczką i rozpłakała się, a potem łzy spiesznie zmyły wypisany atramentem wyraz. Co była temu winna, że poczęła głaskać czule drewniane pudełko, jakby ono jedyne na świecie jej pozostało. Zdawało jej się, że wiosna nagle nadeszła, bo na małym daszku za oknem ptak począł ćwierkać i jakby pod wpływem jakiegoś objawienia, siadła Anielka tego dnia do obiadu z rozmarzonemi, lecz wesoło połyskującemi oczami.
Ale prawdziwa wiosna była jeszcze daleko. Po tym jednym jasnym dniu nastąpiły znowu chmurne samotne godziny, pełne zwątpienia i smutku, godziny, podczas których Anielką otaczała pustka. Wówczas raniusieńko rozpalała w piecyku nieboszczki Miszczakowej i do późnego wieczora prasowała bielizną, z zapałem spełniając tą pracą.
Jednakże po kilku tygodniach pani Bielawska doszła do wniosku, że Aniela zbyt wiele czasu traci na prasowanie bielizny. Wynajęła więc majstrowa biedną sąsiadką do prasowania, której specjalnością podobno było usztywnianie koszul męskich.
Z początku sprawiało to ból Anielce, chociaż już oddawna uświadomiła sobie, że mimo najszczerszych chęci nigdy nie potrafi tak pięknie prasować, jak nieboszczka Miszczakowa. Później ten ból serdeczny przeobraził się w jedno żartliwe pragnienie nauczenia się czegoś dokładnie. Pra-