Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chylona nad atolem prasowała ręczniki, zmieniała co pewien czas żelazka i uparcie milczała.
— Szkoda, że Aniela nie umie prasować koszul męskich. Przydałoby się teraz, kiedy Miszczakowa umarła, — westchnęła pani Bielawska. — Kompletnie nie wiem, co z tem zrobię. Tak było wygodnie z tą Miszczakową! Możeby Aniela spróbowała uprasować jakąś starą koszulę. Przecież nieraz widziała Aniela, jak Miszczakowa to robi. Trzeba się nauczyć. Ma Aniela teraz specjalny piecyk, który udało nam się kupić okazyjnie.
Pani Bielawska wyszła z kuchni, nie zdając sobie wcale sprawy, że tą przemową rozpaliła jakąś iskrę w duszy Anielki. Czyżby to był ten sam piecyk, który miała matka Staśka? Czyż to możliwe?
I żelazny piecyk do żelazek wydał się Anielce nagle jedynym przyjacielem, do którego była niezwykle przywiązana i począł on rozgrzewać nietylko martwe żelazka, lecz również samotne zamrożone serce Anielki. Jakże często Stasiek czyścił ten piecyk, jakże często matka jego dokładała do niego węgla! Z pałającym wzrokiem Anielka przesuwała gorącem żelazkiem po starej pocerowanej koszuli i zdawało jej się, że widzi przed sobą dobrotliwą twarz pani Miszczakowej, którą tak często widywała dawniej i której wspomnienie przechowała dotychczas w swej duszy. Zbudzona energja Anielki uchwyciła się nowej pracy, niby deski ratunku. Po raz pierwszy od dłuższego czasu oczy jej znowu zabłysły, a policzki pokraśniały świeżym rumieńcem.
Pani Bielawska po powrocie łaskawie ją pochwaliła: