Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się mocno na szyi, a torba podróżna upadła na chodnik.
— W mieście trzeba uważać, jak się idzie, — usłyszała Anielka zagniewany głos pani Bielawskiej. — Wogóle nie wypada dla przyzwoitej panienki, aby się przyglądała więźniom. Aniela musi o tem pamiętać. Koło więźniów przechodzi się możliwie prędko, bo to są źli ludzie.
Oszołomiona, poprawiła Anielka swój kapelusz, chwyciła torbę podróżną i pobiegła za panią Bielawską wąską uliczką, która sprawiła na niej wrażenie ponurej mogiły. Dokąd ta uliczka prowadziła? Cóż to była za kobieta, ta pani Bielawska, która ani jednego przyjemnego słowa jeszcze nie powiedziała, która w ten sposób wyrażała się o więźniach? W domu Anielka często więźniom przynosiła chleb i owoce. W domu... uczula nagle strach i w oczach zapiekły ją łzy. Nie, nie, byle się nie rozpłakać!
Pani Bielawska przeszła obok fabryki, z której wnętrza Anielka poczuła cudowny zapach. Za parkanem połyskiwała rzeka, czy strumyk. Poruszane wodą, obracało się wielkie młyńskie kolo.
— Fabryka czekolady, — odczytała Anielka w przejściu na wysokim parkanie.
Nie mogła jednak dłużej się nad tem zastanawiać, bo już pani Bielawska otworzyła drzwi sklepu, znajdującego się w sąsiednim domu. Młynki do kawy, maszynki naftowe, szkła do lamp, lampy, wszystko zawirowało przed oczami Anielki.
— Feliks, klucz od mieszania, już jesteśmy! — usłyszała donośny głos pani Bielawskiej.