Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak uderzenie młotem, spadły te słowa na nieprzygotowaną zupełnie Anielką, Spojrzenie jej oczu poczęło się dziwnie oddalać. Poprostu nie była w stanie poruszyć wargami, mimo to jednak rozmawiała dalej z Andzią od bydła i całkiem wyraźnie usłyszała jej odpowiedź:
— W przyszłym tygodniu wyjeżdża; nie może dalej uczyć się u Bielawskich. Wczoraj przyszedł do niego jakiś pan, który znał dobrze panią Miszczakową i postanowił teraz pomóc jej dzieciom. Stasiek pojedzie z tym panem do Warszawy i będzie pracował w jego interesie.
— Czy to daleko? — usłyszała Anielka własne oytanie, które zdawało się rozpływać w dźwięku dzwoneczków, zawieszonych u szyi krów.
Potem nastąpiła odpowiedź:
— Myślę, że tak, całą noc trzeba jechać, jedzie się podobno i jedzie. To tak daleko, że poprostu lepiej nie myśleć o tem.
Andzia od bydła schwyciła swą pijaną kozę za sznurek i poczęła ją ciągnąć do siebie, Anielka zaś oddaliła się wolnym krokiem i dopiero przy następnym domu przystanęła, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Przyszło jej na myśl, że właściwie była tu zupełnie niepotrzebna, że Andzia sama sobie ze swemi krowami i kozami poradzi, że ona, Anielka Lipkówna powinna wrócić do Bielawskich i wziąć się do cerowania pończoch. Będzie tak cerować pończochy dzień po dniu, bez żadnych widoków na przyszłość.
Stasiek wyjeżdża, aby dostawać codziennie trochę więcej masła i kartofli na obiad. Wyjeżdża