Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


24. Nachodzi zima.


Słusznie mówiono, że ojcem Irenki był jakiś francuski żołnierz. Matka Staśka zakomunikowała o tem szeptem Anielce, gdy pewnego pochmurnego popołudnia, w niedzielę przed świętami Bożego Narodzenia, wszyscy razem siedzieli w małej izdebce, a Irenka wciąż dopytywała się, co oznaczał ten wielki obraz wojenny, wiszący na ścianie.
— Wojnę pamiętam, jakby to było dopiero wczoraj, — opowiadał Stasiek. — Pamiętam, jak przybył do naszego miasta pełen pociąg wygłodzonych i zmarzniętych żołnierzy. Większość z nich, zamiast obuwia, miała szmaty na nogach. Konie potraciły ogony, bo same je sobie objadły z głodu. Dziękuję, mój chłopcze, rzekł do mnie jeden z żołnierzy o wychudzonej twarzy, któremu podałem pół bochenka chleba. Z takim smutkiem patrzył na mnie, że pobiegłem do domu z płaczem, pamiętasz, mamusiu? — Na samo wspomnienie w oczach Staśka ukazały się łzy.
— Ludzie przynosili żołnierżom całe kosze jedzenia i owoców, — wtrącili bracia Staśka.