Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Amelka zrobiła mi tez na drogę pasek podszyty flanelą, — pochwalił się dumnie Romek, — a wiesz co na nim wyhaftowała?
Anielka nie odpowiedziała bratu, bo myśl jej zajęta była teraz całkiem czemś innem. Skąd matka wzięła tyle pieniędzy dla Romka? Już po raz drugi tego dnia matka dostrzegła na sobie zdziwione spojrzenie Anielki, twarz jej jednak pozostała spokojna, jak twarz człowieka, który dużo przejść musiał i jeszcze dużo zmartwień ma przed sobą.
— A gdzie znów Wojtek? — przypomniała sobie nagle pani Lipkowa. — Przecież musimy jeszcze coś zjeść, zanim pociąg Romka odejdzie.
Ach, tak, Wojtek! Odrazu wszystkie inne myśli pierzchły gdzieś z głowy Anielki. Widziała znowu tylko plac jarmarczny, słyszała dźwięk dzwonków, granie trąbek, słyszała opowiadaną przez jakiegoś magika historję, jak to on walczył z lwami i tygrysami i ujrzała tuż przed sobą tak zwany bioskop, do którego zaglądało się przez maleńkie szklana okienka i cały świat niemal przez te okienka się widziało.
Właśnie przy tej czarodziejskiej szafie, zwanej bioskopem, tkwił Wojtek i w żaden sposób nie można go było stamtąd zabrać, chociaż ktoś, kto chciał również przez okienka szklane zajrzeć, zapytał go w pewnej chwili prawie ze złością, czy chce przy tych okienkach nocować.
— Nie, tego zamiaru nie mam, — oświadczył. Wojtek, — ale djabli wiedzą, jak to się tam wszystko kręci. Muszę koniecznie wymiarkować, —