Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem się tego. Trzeba tylko przyznać, że bardzo wyładniałaś.
— Niepotrzebnie przewracacie jej w głowie, — wtrąciła matka ze śmiechem. — Z urody jeszcze nikt nie jadł obiadu.
Wszyscy skierowali się w stronę targowego placu, bo Romek musiał sobie jeszcze kupić parę butów i kilka innych drobnych rzeczy, a czasu na zakupy mieli niewiele.
Słowa Wojtka sprawiły Anielce niewysłowioną radość i przyczyniły się jeszcze bardziej do dobrego humoru.
— Teraz Wojtek znowu stanął, jak skamieniały, — zwróciła się do matki i wybuchnęła takim śmiechem, że aż łzy poczęły jej spływać po policzkach.
Ach, poczciwemu, staremu Wojtkowi życie miejskie od pierwszego wejrzenia bardzo się spodobało i zaraz po wyjściu z dworca poczęło mu się od tego ruchu kręcić w głowie. Stał pośrodku ulicy, przyglądając się domom i sklepom, a od czasu do czasu, któryś z przechodniów popchnął go, lub przeprosił. Wojtek wówczas usuwał się na stronę ze śmiechem, ale już na następnym rogu przystawał znowu, spoglądając na przechodzących ludzi tak przyjaźnie, jakby ich znał od lat wielu.
— Wojteczku, tak nie można, — zwróciła mu wreszcie uwagę matka Anielki. — Zgubimy was wkońcu gdzieś po drodze, a przecież miasta zupełnie nie znacie.
Wojtek ocknął się z zachwytu i przyśpieszył kroku, idąc tuż za Anielką i jej matką.
Zaledwie jednak wszyscy znaleźli się na placu