Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łego świata zjeżdżali dzisiaj do K.? Jak można będzie w takim tłumie wogóle kogoś dostrzec?
Udało się jednak Anielce. Dostrzegła nagle trzy wysiadające osoby, troje ludzi z ojczystej wioski, matkę, Romka i starego Wojtka. Matka była w odświętnej sukni, miała czarny czepiec na głowie i jedwabny fartuszek. W jednej ręce niosła koszyk, a w drugiej biały woreczek napełniony suszonemi owocami. Ale jak strasznie twarz jej się pomarszczyła! Jaki dziwny smutek malował się w jej oczach!
Nie dostrzegła jednak Anielki, a Anielce się zdawało, że widzi swoją matkę po raz pierwszy i na samem dnie serca uczula się nagle winna temu wszystkiemu, odpowiedzialna zato, że matka się tak nagle postarzała.
Któżby jednak w takim chaosie i tłumie mógł rozmyślać dłużej o własnych uczuciach! Na peronie tuż za matką ukazał się Wojtek. Ach, Wojtek w haftowanej świątecznej kamizelce! Romek szedł obok, dźwigając mały, zielony kuferek! Przecież jechał do Ameryki! Hipek stolarza Ulricha również wysiadł z wagonu, dźwigając dużą walizę.
— On także z nami jedzie i wielu innych chłopców, — opowiadał Romek Anielce. — Specjalny pociąg odchodzi dzisiaj z wychodźcami amerykańskimi.
Wojtek przystanął, lustrując Anielkę od góry do dołu.
— Ale nie wyglądasz na miejską panienkę, — oświadczył z zadowoleniem, — zresztą nie obawia-