Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że tylko niemi jakąś pałacową komnatą udekorować! Śpiesznie przechodziła Anielka obok straganów, zaglądała jednak do ich wnętrza i uśmiechała się do każdego niemal dostrzeżonego przedmiotu. Ach, te nożyki z pochewkami z pięknie połyskującej perłowej masy, te sukienki z jedwabiu i aksamitu, przybierane rozmaitemi kolorami... Poprostu na sam widok serce się radowało! A tam znów białe świece w rozmaitych wielkościach, czekolada, włoskie salami, francuska musztarda, tytoń egipski...
Donośnemi głosami zachwalali handlarze w kolorowych czapkach na głowach, swoje cudowne towary. Stanowczo było tego za dużo. I co Anielka z tych rozmaitych cudowności wybierze?
Nagle pochyliła się. Coś zabłysło na ziemi, tuż obok jej bucika, coś srebrnego. Czyż to możliwe? Czy to nie sen? Dwuzłotowa srebrna moneta znalazła się w ręku Anielki i nikt dookoła przyznać się do niej nie chciał.
— Niech panienka to sobie zatrzyma, — poradził jakiś chłopek, pykający z wielkiej fajki, — będzie panienka mogła za te pieniądze kupić sobie coś pięknego.
Z rozpromienioną twarzą, nie wahając się już dłużej, pobiegła Anielka na przeciwległą stronę placu, a potem natychmiast na dworzec. Przecież później będzie tu mogła przyjść raz jeszcze, przecież chyba matka i Romek zechcą również zwiedzić jarmark. Ach, Boże drogi, tyle szczęścia naraz!
Na dworcu było tak tłoczno, żepoprostu przedostać się nie mogła. Czy naprawdę wszyscy z ca-