Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raz znalazłam cię siedzącego na drodze z twarzą żółtą, jak cytryna.
— Tak, ale potem nic mi nie było, — bronił się Stasiek ze śmiechem, — poparzyłem sobie tylko trochę język.
— A tam, na polance podpaliliśmy kiedyś suchą trawę, — przypomniał sobie Adaś.
— Tak, i wznieciliśmy taki pożar, że trzeba było wzywać ludzi, żeby ugasili, — zaśmiała się znów Elżunia. — Powiadam ci, Anielko, nasi chłopcy zawsze coś musieli spsocić.
Droga biegła nieco pod górę, w stronę zieleniejącego w oddali pastwiska. Na pastwisku ujrzano całe mnóstwo pasącego się bydła i dopiero teraz zaczęła się prawdziwa zabawa. Anielka głaskała kozy, które lizały jej ręce ostremi języczkami. Były tu białe kozy, czarne i łaciate, między któremi Anielka uwijała się, jak za dawnych czasów w ojczystej swojej wiosce. Mimo długiej świątecznej sukni, Anielka uczuła się znowu tą dawną małą dziewczynką, która codziennie wypędzała kozy na paszę i przejęta tem wspomnieniem, zapomniała zupełnie na chwilę o rzeczywistości. Ta łąka jednak była całkiem inna od pastwiska w Wielkiej Wsi, była jakaś większa, bardziej urodzajna i Andzia od bydła uganiała się po niej teraz ze Staśkiem. Nagle Anielka odczula dziwny ból w sercu i straciła zupełnie ochotę do dalszej zabawy.
Po pewnym czasie doszła do wniosku, że należałoby jak najśpieszniej wrócić do domu.
— Nie, nie, — upierała się mała Irenka, — ja chcę jeszcze trochę zostać z kozami.