Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawołała i odwróciła się da swego chlebodawcy plecami.
Ale jakże się zdziwiła Anielka, gdy dostrzegła, że ciemne oczy Irenki zabłysły nagle radością, gdy mała usłyszała o obcięciu włosów.
— Tak, ja chcę iść do fryzjera, — oświadczyła. — Przecież potem będę mogła nosić czapeczkę, a jak mi odrosną drugie włosy, to już nie będą rude, tylko bronzowe, prawda?
Anielka spojrzała na dziecko, nic już teraz nie rozumiejąc, Irenka zaś ciągnęła dalej z zapałem:
— Wiesz, ludzie dlatego mnie nie lubili, że miałam rude włosy. Podobno takie włosy są bardzo brzydkie. Wszystkie dzieci bity mnie, nazywały „Marchewką“ i szczuły mnie psami. Tak było zawsze, odkąd pamiętam. Ale jak się włosy zetnie, to drugie napewno już rude nie odrosną. Mówił mi o tem ktoś, kto się doskonale zna na tych rzeczach.
Przykro jest człowiekowi, gdy szuka wyjścia z sytuacji i nie może go znaleźć. A tu nagle otwiera się mała furteczka, której się dotychczas nie widziało i która wydaje się rzeczą najłatwiejszą i całkiem normalną. Fryzjer zgolił główkę Irenki do skóry, a Irenka uśmiechała się i uradowana była, że pozbyła się wreszcie swego ciężaru. Anielka włożyła małej ciemnozieloną czapeczkę, podarunek od panny Chudzelewskiej i w czapeczce tej Irenka czuła się doskonale, wiedząc, że nikt nie mógłby się domyśleć braku włosów na jej główce. Wyszły od fryzjera i uszczęśliwione kroczyły przez długi zapełniony ludźmi most, z którego można było