Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I pani Bielawska ku wielkiemu zdumieniu Anielki, naprawdę wybuchnęła płaczem. Na twarzy pana Bielawskiego dostrzegła Anielka w tej samej chwili błądzący ironiczny uśmieszek.
— Jak nie będziesz mogła wytrzymać, to oddasz dziecko tam, skąd je wzięłaś, — odezwał się po chwili. — Co nas właściwie obchodzą dzieci zupełnie obcych ludzi! Z tego powodu nie trzeba jeszcze płakać!
Pani Bielawska szybko otarła łzy i rozpogodziła ponurą twarz.
— Nie, ty nic sobie nie bierzesz do serca, — odcięła się mężowi. — Spójrz na tego dzieciaka. Przecież od czasu do czasu w życiu też trzeba coś dobrego zrobić.
— Chodź, pozwól, żebym ci zdjęła sukienkę, — zwróciła się Anielka przyjaznym głosem do dziecka, stojącego lękliwie pod ścianą. — Chodź, Irusiu, wykąpię cię teraz, a potem pójdziesz spać do mego pokoiku, dobrze?
Rozchyliły się nagle wychudłe, przezroczyste ramionka i dwoje czarnych, szeroko rozwartych oczu spojrzało na Anielkę ze zdziwieniem. Z pod przekrzywionej na głowie chusteczki wysunęło się w nieładzie kilka kosmyków czerwonozłotych włosów. Ale przy zdejmowaniu koszulki Irenka zaczęła się bronić.
— Nie, nie, to będzie bolało!
— To zobaczysz, że pani ci zdejmie koszulkę, a wtedy będzie więcej bolało. Chodź, Irusiu, ja to zrobię bardzo ostrożnie, bólu nawet nie poczujesz, — tłumaczyła Anielka.