Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten linoskoczek zabawniejszy jest nawet od naszego ojca, jak się upije!
— Tak, musiał chyba w szkole tego wszystkiego się nauczyć, — odparł młodszy brat i wszyscy śmiejąc się, poczęli opuszczać niewielki placyk wypełniony publicznością po brzegi.
Światło księżyca rzucało tajemniczy blask na przerzucony przez rzekę most żelazny. Cichutko, melodyjnie szumiały fale, obijając się z pluskiem o statki, stojące na kotwicy i kołyszące się niby we śnie. Jednym skokiem mała Andzia od bydła znalazła się w umocowanej u brzegu łódce i po chwili już rozległ się jej śpiew, a wtórowały mu głosy innych, rozbrzmiewające dźwięcznie ponad wodą i wracające ku brzegowi niby żarliwa tęsknota za czemś, na co się przez całe życie czeka, Anielce zrobiło się dziwnie smutno, lecz w tej samej chwili Stasiek uspokoił rozśpiewaną młodzież.
— Wyłazić mi natychmiast z łódki!
Na nadbrzeżnym piasku zaroiło się i srebrne kropelki wody poczęły wirować w powietrzu. Śmiano się i żartowano. Nagle Stasiek odezwał się z zapałem:
— Podczas nocy pełno małych rybek fale wyrzucają na brzeg. Jutro rano będzie można przyjść tu i pozbierać rybki do kubełków, a na obiad będziemy mieli doskonałe ryby smażone z kartoflami. Teraz jednak czas już do domu.
— A ja raz, jak byłam mała, złowiłam gołemi rękami pstrąga, — pochwaliła się Anielka. — Potem niosłam go przez całą wieś, chociaż mi się strasznie wyrywał.