Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cież mężczyzną. Wogóle nie spodziewaj się wdzięczności, jak bierzesz dziecko na wychowanie!
— Bajbaju, o tem nie może być mowy, — mruknął pan Bielawski, — taki jest pożytek ze znakomitych gości. Wetknęły ci te damy dzieciaka i zadowolone. Z pewnością właśnie w tym celu przyszły, a ty jeszcze sprawiłaś wspaniale przyjęcie i specjalnie kawy kazałaś naparzyć. Mnie tam wszystko jedno, tylko tak się mówi... Ja tam wolę mojego piekarza Bączka!
Nie skończył jeszcze, gdy małżonka zdenerwowana poczęła biec szybko po schodach. Anielka postępowała tuż za nią z wytrzepanemi dywanikami na ramieniu, zamieniając ukradkiem porozumiewawcze spojrzenie ze Staśkiem. Musi się stanowczo wziąć w karby, trzeba milczeć, bo pani Bielawska jest w złym humorze. Ale co zrobić, jeżeli człowiekowi tak bardzo chce się pośmiać i potańczyć, jak się powstrzymać od wesołości, skoro świat nagle stał się taki jasny, skoro wszystko stoi otworem i chciałoby się biec przed siebie, daleko do słońca. A tymczasem zamiast tej wolności trzeba sprzątać bawialnię po niedzielnych gościach, trzeba trzepać wyściełane meble i przykrywać je na nowo pokrowcami, trzeba kurz wycierać, chociaż człowiek zupełnie się nie orjentuje, w jakim celu to wszystko robi.
Gdy pani Bielawska zdnerwowana usiadła i poczęła nalewać sobie jakichś kropel na kawałek cukru, Anielka w duszy poczęła zapytywać sarną siebie, jaki właściwie był powód takiego złego nastroju chlebodawczyni. Wkrótce jednak otrzymała