Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

haftowanym na niej białym jeleniem i spoglądała ukradkiem z pod szerokiego ronda słomkowego kapelusza. Czarne loki rozsypywały jej się na czole, a policzki rumieniły się coraz bardziej. Tego wspaniałego stroju dopełniała nowa bronzowa sukienka z białym kołnierzykiem i białemi mankiecikami.
Stary fabryczny dozorca, Hilary, który wsiadł przed chwilą do wagonu, zajął miejsce tuż przy niej, uniósł ze zdziwieniem brwi, potarł brodę i coraz ciekawiej począł się przyglądać Anielce. Czyżby go nie widziała? Smarkata! Bardziej to do niej było podobne, niż praca w fabryce.
Gdy Anielka wciąż jeszcze go nie dostrzegała, Hilary wyciągnął z kieszeni swego tabaczkowego surduta wielką czerwoną chustkę i począł w nią nos głośno wycierać. Poskutkowało. Anielka z przerażeniem ocknęła się ze swoich marzeń.
Boże święty, tam siedział przecież dozorca fabryczny Hilary, w swych prążkowanych spodniach i tabaczkowym surducie, siedział tuż przy niej, w przedziale trzeciej klasy.
— Dzień dobry, — szepnęła Anielka i zarumieniła się aż po korzonki włosów.
Dozorca Hilary przez kilka dni doradzał matce, aby nie pozwoliła Anielce jechać do miasta. Najokropniejsze historje jej opowiadał, że w mieście podobno kradną młode dziewczęta, że potem nie można ich odnaleźć, że złodzieje czyhają na zakręcie każdej ulicy, że do domów się włamują... I po takich wizytach fabrycznego dozorcy Hilarego przerażenie panowało w izbie Lipków. Rodzeństwo