Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ką uliczkę. Czy nie idzie tam stolarz Ulrich z drzewem na ramieniu? Ten potrafi nawet w powszedni dzień powędrować hen przed siebie, potrafi dotrzeć nawet do S., a gdy jest zmęczony, siada na chwilę w cieniu, przytomnieje wówczas i zabrawszy swe drzewo, wraca tą samą drogą do domu. Ciężko mu jest nieraz, mimo to jednak pcha go coś na świat szeroki, gdzie więcej słońca, gdzie gwiazdy radośniej mrugają, Albo taki Wojtek w domu. Gdy plecy go już belą od ciągłego pochylania się, odpoczywa chwilę, przyglądając się ptakom i obłokom, które po niebie przemykają.




Nie, po tysiąc razy nie! Zamiast wrócić do fabryki, wołałaby już Anielka razem ze stolarzem Ulrichem dźwigać ciężkie deski, albo też przez cały dzień orać z Wojtkiem w polu. Przejęta temi myślami, usiadła z powrotem na ławce.
— Jak nie będziesz mogła wytrzymać w mieście, to musisz do fabryki wrócić, pamiętaj, — zabrzmiały jej w uszach słowa matki.
Trzeba się przecież do czegoś przyzwyczaić! Znowu błękitne oczy Anielki zabłysły. Już ona się przyzwyczai, matka i wszyscy we wsi przekonają się o tem. Ale chciałaby się czegoś nauczyć, czegoś ciekawego, wielkiego. Spojrzenie błękitnych oczu Anielki wzniosło się ku niebu. Pragnęła — ach, sama nie wie czego — czekała prawie codziennie na zbliżenie się tego wielkiego Szczęścia.
Zupełnie oszołomione siedziała Anielka na swem, miejscu przy oknie, w przedziale trzeciej klasy trzymając na kolanach swoją torbę podróżną z wy-