Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oburzała się pani Aptekarzowa, popijając zwolna kawę.
— Tak, czasy się zmieniły. Ludzie nie potrafię się już zadowolnić tem, co posiadają, — jęknęła pani Rejentowa. — Wystarczy spojrzeć na robotników fabrycznych. Przecież powodzi im się całkiem dobrze, mogą spokojnie pracować, bo co tydzień otrzymują swoją wypłatę. Ale w ostatnich czasach uważają, że pracują zbyt dużo i że za mało im chlebodawcy płacą.
Pani Rejentowa siedziała sztywno na swojem miejscu przy stole, błądząc dumnem spojrzeniem po twarzach obecnych i czekając jakby na przyznanie sobie słuszności.
— Tak, i warunki całkiem nowe dyktują, jakby byli wielkimi panami, — wmieszał się nieoczekiwanie do rozmowy mistrz piekarski Bączek. — Naprzykład w naszym domu mieszka robotnica fabryczna, która może sobie pozwolić na to, żeby swej córce kupić łyżwy. Czy ktoś o takich rzeczach słyszał?
— Tak, bezczelności ci ludzie mają dużo, — odezwał się pan Bielawski. — Wkrótce nie potrafią odróżnić siebie od tych, którzy się wywodzą z lepszej sfery.
Pani Bielawska kiwnęła głową, a za jej przykładem poszła pani Aptekarzowa.
Tuż za paniami szła Anielka z bolejącem sercem. Siedemdziesiąt groszy zarabiała, pracując ciężko od szóstej rano do ósmej wieczór w fabryce. Czy z takiej zapłaty można być zadowolonym? Dlaczego ci ludzie tak strasznie kłamią?