Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

karskiego Bączka zatuszował wszystko i zapobiegł możliwości nieprzyjemnych zapytań.
— Mam wrażenie, że Anieli wszedł kurcz w nogę tam pod stołem, — zemścił się pan Bączek spoglądając ukradkiem na panią Bielawską, — ale niepokój jest zbyteczny, bo ból zaraz minie. Czy mógłbym poprosić o jeszcze jedną filiżankę kawy? Ha, ha, ha!
— Bardzo proszę, pani Aptekarzowa, niech pani łaskawie skosztuje domowych ciasteczek. A jak się miewa pan aptekarz? Zawsze jest taki wesoły w aptece dla swoich klientów. — Pani Bielawska za wszelką cenę usiłowała podtrzymać rozmowę i zabawiać damę, siedzącą tuż przy niej.
Anielka otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Czyż pani Bielawska dopiero wczoraj nie mówiła do męża przy obiedzie, że aptekarz z rogu jest strasznym gburem? Dlaczego teraz tak go bardzo chwaliła?
Z zarumienionemi policzkami stała Anielka po wyjściu z bawialni dłuższą chwilę w otwartem kuchennem oknie. Uczuła nagle nieopanowaną ochotę wyrwania się z tej niewoli, z obowiązków, z tych zimnych murów miejskich i powędrowania na blask słoneczny, na pola, aby się przekonać czy świeża zieleń świat okryła, czy ptaki śpiewają i czy kwiaty pachną.
Gdy po chwili z świeżo napełnionemi dzbankami weszła do bawialni, nikt na nią uwagi nie zwrócił. Przed chwilą przyszedł naczelnik więzienia i opowiadał zebranym rozmaite ciekawe historje.
— Ach, co za ludzie są teraz na świecie, —