Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zapukałem do pierwszego domu na przedmieściu, a ponieważ byłem przemoczony i zziębnięty, gospodyni poczęstowała mnie kubkiem gorącej kawy. Już nigdy potem kawa tak nie smakowała, jak ta pierwsza, wypita po przybyciu do K. — uśmiechnął się, przymykając oczy, — oczywiście oprócz tej, którą mi podaje codziennie moja żona!
Zaśmiał się znowu tubalnie i tak głośno, że aż się ściany zatrzęsły, a potem nawiedził go atak kaszlu.
— Tak, tak, więc pani wysłała swoją córeczkę do internatu w L? — zapytała nagle pani Bielawska, zwracając się do rejentowej, aby za wszelką cenę zmienić temat rozmowy. — Dobre wychowanie to rzecz najważniejsza, a w dzisiejszych czasach każda panienka z lepszego domu powinna mówić płynnie po francusku.
— Więc córeczka pana doktora Zielnego jest w tym samym internacie, gdzie Luteczka Rejentowej, — zwróciła się po chwili pani Bielawska do męża, trącając go jednocześnie energicznie nogą, aby przerwał wreszcie rozmowę z tym nieznośnym piekarskim.
W tej samej chwili Anielka krzyknęła z takiem przerażeniem i tak niezręcznie poruszyła trzymanym w ręku dzbankiem z kawą, że pani Aptekarzowa w obawie o swą suknię, zerwała się z krzesła.
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę Anielki, ona zaś miała w tej chwili twarzyczkę purpurową. Dopiero nowy wybuch śmiechu mistrza pie-