Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mistrza piekarskiego Bączka, który w samą porę schwycił panią rejentową w objęcia.
To zdarzenie w oczach Anielki odarło znakomitych gości z reszty połysku. Anielka uciekła do kuchni, aby się tam wyśmiać do syta. Ze śmiechu poczęły jej spływać łzy po policzkach, a w gardle coś strasznie dławiło i przeraziła się, że tam w bawialni na oczach gości może wybuchnąć takim nieopanowanym śmiechem.
Gdy po kwadransie weszła Anielka do bawialni z błyszczącą maszynką do kawy i porcelanowym dzbankiem napełnionym mlekiem, powitana została na progu wesołym okrzykiem mistrza piekarskiego Bączka.
— O, teraz dostaniemy coś do picia, — pochwalił się, klepiąc pana Bielawskiego po kolanie. Jak widzę dzbanek z kawą, zawsze przypomina mi się ów dzień, kiedy z taką przyjemnością.. tak... to już chyba ze dwadzieścia lat temu...
— Ach, Henryku, przecież to nikogo nie interesuje, — wtrąciła pani Bączkowa z niepokojem, mąż jej jednak nie tak łatwo dał się powstrzymać.
— Wszystko jedno, muszę o tem opowiedzieć mojej pięknej sąsiadce, muszę opowiedzieć jej w jaki sposób wogóle znalazłem się w K, dobrze pani rejentowo? — zaśmiał się i podsunął swe krzesło tuż do rejentowej.
Podczas, gdy Anielka nalewała kawę do filiżanek, dowiedziała się ku swemu wielkiemu zdziwieniu, że mistrz piekarski Bączek pewnego wiosennego dnia przybył do K. z maleńkiem zawiniątkiem pod pachą.