Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednocześnie chciałam cię prosić, żebyś nie bębnił palcami po stole, bo panie, które dzisiaj nas odwiedzą, gotowe cię wziąć za człowieka niewychowanego.
To mówiąc pani Bielawska eleganckim ruchem siadła na kanapie. I ona też, biedaczka, z trudnością ruszała się w swej nowej jedwabnej sukni.
— Mam nadzieją, że pan Bączek nie zechce usiąść na tym czystym pokrowcu, — rzekła po chwili. — Najlepiej będzie, gdy przeprowadzisz go do kąta pod piec, gdzie stoją zwykle krzesełka! On i tak tego nie zauważy.
Ale pan Bielawski właśnie zaczął rozmawiać z kimś przez okno i znowu szarpał niecierpliwie swój sztywny, niewygodny kołnierzyk. Tego eleganckiego wyglądu miał już stanowczo po dziurki od nosa. Przecież człowiek nie jest gorszy od innych, chociaż może nie potrafi się tak stosownie zachować.
Ach, już idzie Bączek ze swoją żoną! Szczęście, że ci chociaż mało uwagi zwracają na formy towarzyskie.
Pan Bielawski trząsł się przy oknie ze śmiechu i kiwał głową w stronę mistrza piekarskiego, który przechodził przez ulicę majestatycznym krokiem, również od czasu do czasu majstrując coś przy kołnierzyku.
— Hej, Bączek, może założymy protest! — Pan Bielawski wypowiedział te słowa bardzo głośno.
Zaśmiał się znowu i odwrócił się w pewne chwili do pokoju, który wydal mu się teraz tak